sobota, 19 października 2013

Pszczoły i cielaki

Intensywność tych doznań jest porywająca. Myśliwska ambona po wysokiej drabinie, z której można by się odbić i pofrunąć, z ławeczką poznaczoną przez ptaki. Lekko spłowiały, mglisty horyzont i wierzbowe trzęsawisko oznaczające bliskość rzeki. Tak dawno nie biegłam w trawie po kolana. Maki, chabry i kąkole, które tak rzadko widuję. Koń zaciekawiony. Zapomniałam, jaka to radość. Małe świnki przestraszone tupnięciem dwunastoletniego chłopca. I ślina cielaka o łaciatym nosie na rękach, i łagodny ruch jego pyska podającego się pieszczotom. Sierść na policzkach i pod brodą, bo takiego dotyku chciał. Plastry miodu wygrzane na słońcu, o zapachu wyczuwalnym tylko wtedy, gdy wtulić w nie nos i wciągnąć całe życie, z pyłkiem i krzątającymi się systemowo pszczołami. Choć trutnie na straty. Larwy szczelnie zapieczętowane. I kiedyś robotnice, małe różowe kropki. Metalowa puszka z dymem, który pszczoły uspokaja. Dwa bocianie gniazda z ich gospodarzami i kamyczki w asfalcie świszczące pod podeszwami sandałów. I cmentarz malutki na trawie. I pokój babci i dziadka na piętrze, do którego chodziło się po błogosławieństwo... Zakwitająca lipa. Truskawki, na które rzuciliśmy się, jak na lato. Czerwcowe słońce. Chcę pamiętać ten dzień też wtedy, gdy odejdzie nadzwyczajna ostrość widzenia. Teraz chłonę każdą komórką nieprzewidzianą radość.

1 komentarz: